niedziela, 8 listopada 2015

WARTO OBEJRZEĆ

Polecamy film "Dziewczyna z perłą" w reż. Petera Webbera

„Perły są najlepszymi przyjaciółkami mężczyzny”
Przenieśmy się do XVII wieku. Olbrzymie suknie, żaboty, wielodzietne rodziny. Bogobojność, bogactwo, ubóstwo, smród. W takiej scenerii rozgrywa się akcja „Dziewczyny z perłą” Petera Webbera.                                                                    
Początek filmu – dość przewidywalny. Bieda w rodzinie zmusza Griet do pracy w charakterze służącej. Jednakże dziewczyna jest „elementem” niebywale zaskakującym. Prócz bycia służką w domu Vermeerów, stała się muzą i krytykiem niezwykłego artysty. Pomoc przy mieszaniu farb w jednej chwili przeradza się w uczucie. Relację, którą trudno określić. Czy to miłość? Chyba nie, bo przecież prawie nie rozmawiają, nawet nigdy się nie dotknęli. Przyjaźń? Raczej nie, bo czy przyjaciele patrzą na siebie w ten sposób? Niezaprzeczalnie łączy ich coś niezwykłego, a mimo to wciąż pozostają wobec siebie chłodni. Zdają sobie sprawę z dzielącego ich dystansu. Przecież on ma żonę, ona – adoratora. Wymieniane przez Colina Firth’a i Scarlet Johansson spojrzenia, wskazują na to, że grani przez nich bohaterowie pragną siebie, jednocześnie podziwiając się nawzajem. Prawdziwe urzeczywistnienie tego uczucia widzimy dopiero, gdy artysta pomaga swej muzie – najpierw „ratując” ją przed mecenasem, następnie – wręczając jej perły swej żony. Sposób ukazania tychże pereł w ekranizacji powieści Tracy Chevalier jest wielowymiarowy. Symbolizują one coś więcej niż biżuterię. Nie są tylko elementem słynnego obrazu. Nie są zwykłym prezentem. To, w jakim kontekście je postrzegamy, zależy tylko od nas. Peter Webber nie narzuca widzom jednej odpowiedzi.                                         
Oglądałam ten film dwa razy. Za każdym razem dostrzegałam inne znaczenia pokazanych scen. Za pierwszym razem zaintrygowała mnie sztuka, a właściwie kulisy powstawania arcydzieła, za drugim – sposób ukazania w filmie postaci kobiet. Zarówno Griet, jak i pani Vermeer oraz jej matka, mają niezwykle silne osobowości. Scenarzystki – Olivia Hetreed i Tracy Chevalier – umocniły pozycję kobiet. Grana przez Judy Parfitt teściowa Vermeera jest głową rodziny. Stanowcza, stonowana – to ona dba o to, by Jan miał dla kogo malować . To ona zarządza domowym budżetem. To ona kara swe wnuki. Jej córka również stara się być silna. Jednak przeszkodą dla Cathariny (matki sześciorga dzieci) jest jej zazdrość o Griet. Służąca (nawet ona) także pokazuje siłę swego charakteru, policzkując córkę Vermeerów czy też wyrażając odważnie swe zdanie.                              
Intrygujące w filmie jest również pokazanie diametralnych różnic wyznaniowych bohaterów. Tu, gdzie zaczyna się protestantyzm – zaczyna się ubóstwo. Kontrastowe zestawienia wpływają korzystnie na zainteresowanie filmem.                 
Cała niezwykłość tego filmu  zbudowana jest na drobiazgach. Pojedyncze kadry, zawarte w nich spojrzenia, krótkie sceny, znikome rozmowy. W jednej ze scen widzimy artystę tworzącego obraz,  stawiającego kropkę przy kropce. Tak też należy oglądać ten  film – poznając go kadr po kadrze.
Autor: Paulina Cabaj

kl. 2h